Dziś 2 maja 2011.
Postanowiłam w dniu dzisiejszym zacząć pisanie mojego bloga o szkole. Kiedyś trzeba.
Myślałam, że uniknę tym podobnej pisaniny, ale widzę dziś, że jest to niemożliwe.
Środowisko szkolne zawzięło się na mnie i rujnuje mi życie od dobrych 6 lat.
Postanowiłam więc zacząć pisać bloga związanego ze szkołą. Pomyślałam sobie - niech się ludzie dowiedzą. Może akurat ktoś ma czas i ochotę przeczytać sobie moje dzieje szkolne od roku 2000. Mam tu na myśli całość mojego życia zawodowego gdyż tego dotyczy mój blog. Zamierzam w nim spisywać różne me przemyślenia z ostatnich 11 lat mojego życia odkąd skończyłam studia magisterskie.
Nie chcę się w tym blogu żalić lecz nie mam wyboru - po prostu muszę go pisać. Dlaczego?
Czy mam urazy ktoś zapyta. Tak i urazy i pretensje. Na pewno. I nigdy mi one nie miną.
Ale nie tylko o to już chodzi.
2 lata temu ze szkoły odeszłam. Następnie byłam rok na zasiłku dla bezrobotnych. Trudno powiedzieć dlaczego. Pewnie nic mi się nie chciało.
Taką mam opinię obecnie. Czy słusznie?
Niniejszym blogiem postaram się odpowiedzieć Czytelnikowi na powyższe pytanie. CZY SŁUSZNIE mam w tej chwili sytuację taką jaką mam czyli jestem od 2 lat bez pracy.
Czy słusznie jestem pomawiana za granicą - bo tylko takie możliwości pracy z moją opinią jak dla mnie mi zostają - praca fizyczna za granicą - czy więc słusznie jestem tam przekreślona jako osoba z problemami alkoholowymi, a może także psychiatrycznymi. Czy słusznie jestem nazywana tam KRYMINALISTKĄ bo takie słowo na mój temat nieraz usłyszałam.
Sąd w Polsce nie przejął się tym , że korzystałam z usług psychoterapeuty - taka była moja sytuacja w roku szkolnym 2005/2006. Nikt się tym nie przejął - dlaczego więc szkoła robi problem z tego faktu w roku 2010-2011 za granicą? Nie rozumiem tego. Dlatego postanowiłam pisać tego bloga. Oraz z kilku innych powodów, o których napiszę niebawem.
Czy mam pretensje do szkoły i na czym one polegają. Są to wielkie pretensje o całość mojego zatrudnienia od roku 2000 do roku 2009. Mam pretensje co do metod, jakimi się kierowano decydując o moim losie jako nauczycielki szkolnej. Mam pretensje o to, że konflikty nie kończyły się wyrokiem sądowym, a zostawały przenoszone dalej w zycie mimo , że każdy z 2 procesów, jakie miałam w szkole polskiej przegrałam. Więc tym bardziej sprawa jest zakończona jak dla mnie.
Otóz nie - w następnej pracy szczucie. Szczucie także za granicą. Jak to możliwe? Czy to tak powinno być? Zastanawiam się nad kolejnym pozwem do sądu być może o to, że szkoła, w której od 2 lat nie pracuję już pomawia mnie w innych pracach za moimi plecami, bez mojej wiedzy. JAKIM PRAWEM chcę zapytać. Jakim prawem to czynią? Kto ich do tego upoważnił. Mogłabym to jeszcze TRoSZECZKĘ zrozumieć gdyby problemy , z którymi poszłam do sądu pracy zostały rozpatrzone pozytywnie na moją stronę, gdybym te sprawy sądowe wygrała. Ja je przegrałam.
Ileż można szczuć człowieka i kto to takie rzeczy robi? Po co? Czy ci panowie i te panie nie mają lepszych i ciekawszych zajęć po godzinach pracy? Nie rozumiem tego. Sprawę - przynajmniej pierwszą - przegrałam wyłącznie z powodu kłamstw środowiska szkolnego, że dostanę stałą pracę. Dlatego jeszcze wróciłam do szkoły w roku 2005. PO CO? Nie mam pojęcia. Była to najgorsza decyzja w moim życiu. Wytłumaczyć ją mogę jedynie tym, że kończyłam wtenczas pisać - jak mi się wydawało niesłusznie co póżniej pokazało samo życie - pracę doktorską z zakresu ochrony przyrody i uważałam, że do czasu obrony tejże pracy powinnam popracować w szkole.
Być może myślałam niesłusznie. To ktoś mnie miał upomnieć, że proszę ze szkoły odejść. Nie rozumiem dlaczego tak sie nie stało. Przecież mamy tylu specjalistów w urzędach róznego rodzaju. Dlaczego nikt nie wpadł ten jakże skomplikowany pomysł by przesłać jakąś karteczkę być może na mój adres, że w związku z naprawdę poważnymi i skomplikowanymi problemami być może lepiej zrobię jeśli... i tutaj wersja A zarejestruję się w najbliższym urzędzie dla bezrobotnych i tak dalej i tym podobne.
Wiem, termin pisania pracy doktorskiej w roku 2005 już minął, ale nie uczyłam w szkole przedmiotu związanego z moją pracą doktorską. Nie rozumiem więc tym bardziej o co były pretensje. Nikt nie wnikał w żadne szczegóły oprócz tych, że doktorat piszemy 4 lata. Tak uważano w szkole średniej gdzie pracowałam i gdzie popdłam w moje kłopoty. Inny ich pogląd był taki, że nauczyciel powinien oddać życie za uczniów i wymieniono za przykład Janusza Korczaka. No ja pracowałam w szkole średniej, Janusz Korczak był wychowawcą Domu Dziecka - nie rozumiem takiej argumentacji. Nigdy się na nią nie powoływałam w swoich apelacjach do sądu wyższej instacji CZEGO ŻAŁUJĘ bo po prostu zostałam ogłupiona przez środowisko - dyrekcję - tym porównaniem, które w ogóle sensu nie miało oczywiście jakkolwiek by na całość nie patrzeć.
Jak już pisałam powyżej uczyłam innego przedmiotu niż ten z którego pisałam pracę doktorską- miałam do tego przedmiotu częściowe przygotowanie. W roku 2004 wszystkie kwalifikacje do nauczania drugiego przedmiotu miałam uzupełnione.
Nie mogąc znaleźć godzin dla mnie jako nauczycielki przedmiotu, z którego pisałam pracę doktorską podjęłam się w celach zarobkowych pracy nauczycielskiej w zakresie drugiego przedmiotu, do którego nauczania kwalifikacje przynajmniej częściowe posiadałam. Wszystkie te fakty opiszę w moim blogu niebawem.
Na dzień dzisiejszy chciałam tylko napisać, że mam już dosyć wtrącania się polskiej oświaty w moje życie zawodowe i prywatne - czy oni uważają się za bogów? Jakich? Czy to są normalni ludzie, którzy mają wszystkie klepki na miejscu? Nie mam odpowiedzi na to pytanie na dzień dzisiejszy. A jeśli mam to negatywną. Jak moja ocena pracy zawowodej od tego środowiska sprzed 6 lat.
Ile jeszcze będzie trwało to szczucie mnie, które już kosztuje w tej chwili mnie depresję kolejną z powodu faktu, że przez moją obecność w szkole po roku 2005 popełniono samobójstwo.
Jak mam się odnieść w życiu do tego faktu? Jest to prywatna sprawa i mój prywatny problem, ale w całej sprawie jest już 2 ludzi martwych. Przypuszczam, że to miałam być ja. To też jest prawda bo prace, jakie wykonuję za granicą pokazują mi, że zdaniem szkoły czy innych organizacji mogę być wykorzystywana jedynie jako pomoc do zabijania ludzi. Przeraża mnie to.
Mieszkam na wsi. Do roku 2005 mieszkałam i pracowałam w mieście. Boli mnie i uważam za niepoważne to, że wieś - ta wieś, w której obecnie się znajduję - miała cokolwiek do powiedzenia na temat mojego życia - mojej pracy zawodowej w dużym mieście. To właśnie zrujnowało mi życie. Gdybym pracowała tu tyle co tam. Byłam tu nieobecna zawodowo - w okolicy gdzie mieszkam na stałe - od czasu studiów magisterskich dziennych i wcześniej do roku 2005.
Jakim prawem ktoś kazał tym ludziom zabierać głos? To malutka wieś. Jakie mam szanse wybronić się opinią tych ludzi w dużym mieście wojewódzkim. Miałam bo obecnie całość sprawy nie ma już znaczenia innego niż historyczne. Jakie jednak porównanie jest pracy nauczyciela w mieście oraz małej wsi?
Dlaczego ludzie, którzy ponosili odpowiedzialność za moje problemy w szkole w roku szkolnym 2004/2005 szczególnie zwrócili się o pomoc w wykończeniu mnie do ludzi z małej miejscowości? Nie mogli dać mi sposkoju skoro z ich obszaru odeszłam? Chciałam także napisać, że strasznie boli mnie to , w jaki sposób ludzie z małej miejscowości , z której jestem potraktowali mnie - zmanipulowali, ogłupili. Co oni z tego mają na dziś dzień? NIe można było mnie zostawić w spokoju? Czuję się dziś we własnym domu jak intruz i osoba spoza marginesu społecznego podczas gdy przez 6 lat, w czasie których męczę się by nie zaszczuto moją osobą reszty mojej rodziny mogłam spożytkować na zarabianie pieniędzy za granicą na przeprowadzkę z tego obszaru skoro nie odpowiadam tu nikomu. I być może to jest moja największa bolączka i po prostu boleść moja jako człowieka - jak można kogoś szczuć DO NIEPRZYTOMNOŚCI przez 6 lat? PO CO? Nie rozumiem tego zupełnie. Ufałam tym ludziom, że chcą dla mnie dobrze - tak sie zachowywali. A oni postanowili pomóc za moimi plecami ludziom z dużego miasta , gdzie pracowałam wcześniej i gdzie wpadłam w kłopoty w zaszczuciu mnie tak, bym popełniła samobójstwo. Co mam o tym myśleć gdy 2 bliskie mi w jakiś sposób osoby dziś już nie żyją. Dlaczego? Czy te osoby, które tak szczują mnie od 6 lat pomyślały, że mogą wykończyć niekoniecznie mnie jak sobie to umyśliły, ale może się stać coś komuś innemu? Przecież cała sytuacja od roku 2005 do dziś jest nienormalna!
Ktoś mógł wyciągnąć błędne wnioski z całości mojej sytuacji w tym czasie i dojść do błędnego przekonania, że to jego a nie moja sytuacja w życiu jest beznadziejna. Tak sie też stało.
Dlatego chyba najbardziej postanowiłam pisać tego bloga, w którym chcę potępić całość zdarzeń , jakie spotkały mnie w polskiej szkole od czasu moich studiów magisterskich, a wcześniej - w czasach liceum także bo to już jest naprawdę wielu ludzi, którzy błędnie ocenili swoją sytuację w życiu w porównaniu z moją. Chcę to wszystko tu napisać - nie by sie usprawiedliwić. Także. Ale chyba najbardziej po to by ludzie przestali ufać szkole w Polsce. Nie ma ona żadnych wartości poza pieniądzem. Chcę to udowodnić w tym blogu. Oprócz pieniądza i znajomości nic się tam nie liczy. Slogan - ktoś powie. Tak - nawet życie ludzkie. Opiszę tu w jaki sposób zmanipulowano mnie od początku mojej pracy zawowodej do roku 2009 gdy pracę w szkole zakończyłam - po co? Może ktoś inny ocaleje. Ja przepadłam, wiele osób z mojego otoczenia także. Ale może ktoś przeczyta ten blog - jakiś młody nauczyciel i ocaleje dzięki temu. Po prostu nie popełni samobójstwa. Ufam że tak się stanie. Szkołę postrzegam do dziś - niestety już tylko teoretycznie - jako placówkę służącą celom DYDAKTYCZNYM działającą przede wszystkim w zakresie pewnego systemu wartości, które w całości można nazwać WYCHOWANIEM ucznia podlegającego procesowi dydaktycznemu.
Nie wiem jak ta moja teoretyczna koncepcja szkoły ma się do praktyki w skali całego państwa polskiego. W zakresie szkół - placówek i instytucji, które ja spotkałam definicja ta jest ABSTRAKTEM. Bardziej pasują tu określenia typu TOTALITARYZM, NEPOTYZM, WŁADZA ABSOLUTNA, MOBBING, MANIPULACJA, KŁAMSTWO, OBŁUDA, DWULICOWOŚC, FIKCJA, PRZEWROTNOŚC, CHCIWOŚĆ, FAŁSZ itp. - nic poza tym. Może nie mam racji - chciałabym przeczytać jakieś komentarze na ten temat w tym blogu. Poproszę o jakieś inne niż moja własna - sensowne definicje szkoły -placówki dla mnie EDUKACYJNEJ w ramach jakiegoś zakresu informacji tzw. rozkładu materiału - nie interesuje mnie stalinizm i hitleryzm oraz ich metody... nauczania?!? (sic!)
Być może nawet przeczytam w moim blogu krytyczne uwagi pod moim adresem. Jestem na nie otwarta. Zachęcam do dyskusji.
Wkrótce dalsze posty!
Pozdrawiam serdecznie.
A oto mój email- zapraszam do korespondencji i dyskusji