sobota, 14 maja 2011

Patron szkoły


Chwilowo planuję dłuższy przestój na moim blogu poświęconym szkole i moim w niej problemom.
Żegnam się z jego Czytelnikami zapytaniem o wartość patrona/ów szkoły, do której uczęszczali w swoim życiu. Żegnam się pytaniem takim oto - czy ma znaczenie to do szkoły pod czyim patronatem uczęszcza człowiek?
Czy lepsza jest szkoła, która patrona posiada, a może właśnie lepiej jest uczęszczać do szkoły, która nie posiada patrona.
Bardzo bym zachęcała do zastanowienia się nad tymi moimi pytania. Czy szkoła bez patrona i szkoła z patronem to ta sama szkoła czy coś się zmienia? Co? Jak?

W moim życiu rolę odegrały 3 osoby, które były patronami szkół.
Są to:
1. Stanisław Staszic
2. Józef Piłsudski
3. Wojciech Korfanty

Stanisław Staszic to patron mojej szkoły średniej.

Józef Piłsudski to patron pierwszej szkoły, w której pracowałam i w której pracować powinnam do dziś gdyby cokolwiek w szkole było normalne moim zdaniem. Może tak - gdyby komukolwiek zależało tam na mnie jako stałej nauczycielce języka angielskiego.

Wojciech Korfanty to patron szkoły, w której miałam kłopoty, których nikłą część w tym blogu opisałam, a jeszcze oczywiście do nich wrócę za jakiś nieokreślony bliżej czas.

To w szkole imienia Wojciecha Korfantego otrzymałam negatywną ocenę pracy oraz zwolnienie dyscyplinarne, z którego skutkami muszę liczyć się do dnia dzisiejszego.

To wszystko co chciałam dziś napisać. Blog mój będzie kontynuowany jeśli tylko będę mieć ku temu możliwość.

Pozdrawiam serdecznie wszystkich dotychczasowych Czytelników i życzę wszystkiego dobrego,

ps. chciałam jeszcze zadać takie pytanie Czyletnikom mojego bloga - co jest bardziej wartościowe dla młodzieży - udział w konkursie językowym FOX- zabawie za 8 zł czy udział w konkursie o patronie szkoły-zainteresowanie się postacią patrona szkoły/jego dokonaniami.
Co Państwa zdaniem jest bardziej wartościowe i czemu należy poświęcić większą uwagę?
Naprawdę liczę na to, że pewnego dnia znajdę warte refleksji komentarze w moim blogu.

czwartek, 5 maja 2011

konkursy, konkursy, konkursy

Szkoła to przede wszystkim konkursy wiedzy przedmiotowej.

Zanim zacznę pisać coś więcej na ten jakże ważny temat chciałam podać w tym blogu link do konkursu językowego, który zdominał moją pracę nauczycielską w latach ZWŁASZCZA 2001-2003, ale powiedzmy, że 2001-2004. 3 lata to niezbyt wiele ale czasem 3 lata jest to EPOKA. I to była pewna epoka w moim życiu.

Ten wpis w moim blogu będzie raczej krótki i chcę tutaj podać tego linka ponieważ zawsze w latach 2001-2004 - a powinnam już w roku 2000 co skomentuję być w następnym poście a być może później troszkę - zastanawiałam się do czego służą szkolne konkursy językowe - w ogóle konkursy wiedzy szkolnej wszelakiej, ale zwłaszcza pewne konkursy językowe. Przykład - link poniżej.

Skalę trudności konkursu proszę sobie osądzić samodzielnie.
Moim zdaniem ten konkurs jest bardzo trudny.

Jednakże jak napisałam podaję link do konkursu językowego, o którym mowa nie dlatego, żeby oceniać go z punktu widzenia trudności językowych, a także z wielu innych, tylko z powodu właśnie pytania, z którym być może powinnam udać się do specjalistów z zakresu konkursów szkolnych - właściwie jakiemu celowi służy konkretnie ten konkurs szkolny,
jakie płyną z tego korzyści edukacyjne dla ucznia, co on obrazuje, czemu on służy po prostu. Jakim celom. Są one tam wyszczególnione, ale ja coś nie za bardzo je do dziś pojmuję. Może Czytelnicy tego bloga będą mieć z tym mniej problemów. Bardzo proszę o stosowne komentarze.
A oto owe celu powstania konkursu językowego FOX:

Konkurs FOX ma na celu nie tyle wyłonienie talentów językowych, ale zaproszenie dzieci i młodzieży do wspólnej zabawy. Zważywszy, iż język angielski jest narzędziem komunikacji w integrującej się Europie, i nie tylko, konkurs taki jest dodatkową zachętą do nauki tego języka. Kilkuletnie doświadczenie w przeprowadzaniu konkursów językowych oraz profesjonalna kadra specjalistów języka angielskiego gwarantuje wysoki poziom.

I link do owego konkursu -



Napisać tutaj muszę SZCZERZE, że nigdy nie rozumiałam jak konkurs szkolny z języka obcego może służyć ZABAWIE. Czy to jest rodzaj zabawy karnawałowej czy innej? I właściwie - poziomu nie kwestionuję bynajmniej choć w takim razie zupełnie nie rozumiem tego terminu ZABAWA tutaj. Czyli jak rozumiem im wyższy poziom konkursu językowego tym zabawniej? Przecież wysoki poziom nauczania zawsze niesie ze sobą stres, niewiadomą, jakąś atmosferę nerwowości.
No chcąc nie chcąc - każdy zawsze chce być najlepszy , wypaść jak najlepiej.
I rozumiem, że osiągnąć to można tylko zabawą? Przecież uczeń odpowiada w tym konkursie na pytania - gdy ja uczyłam to nauczyciele w szkole wg klucza sprawdzali te prace, po numerach identyfikacyjnych rozkodowywane były nazwiska uczniów. Od razu wiadomo było kto ile dostał punktów, jak odpowiadał na konkretne pytania. I dla mnie do tego momentu wszystko jest jasne. Co jednak zrobić z tymi informacjami? Nie wiem. Do dziś to pytanie zostawiam otwarte - jest to moje pytanie retoryczne. Każdy rodzic dziecka szkolnego powinien wiedzieć jakie są zasady udziału w szkolnym konkursie językowym FOX.
Ja tutaj jeszcze dla osób, które tego nie wiedzą wpiszę regulamin tego konkursu - od 11 lat właściwie ten sam:


  1. Prawo uczestnictwa ma każdy uczeń zgłoszony przez szkołę. Opłata za udział w konkursie wynosi 8 zł od uczestnika i może być wnoszona przez osoby prywatne, firmy, Rady Rodziców, Dyrekcje Szkół, instytucje i urzędy wspierające działalność oświatową.
  2. Zgłoszenia grupowe ze szkoły wraz z kopią przekazu pieniężnego należy przesłać do koordynatora regionalnego (w terminie ustalonym przez koordynatora regionalnego).
  3. Konkurs odbywa się w pięciu grupach wiekowych:
    • kategoria KITTENS dla klas III i IV szkół podstawowych,
    • kategoria BUNNIES dla klas V i VI szkół podstawowych,
    • kategoria DUCKS dla klas I i II gimnazjów,
    • kategoria LIONS dla klas III gimnazjów i I szkół ponadgimnazjalnych,
    • kategoria EAGLES dla klas II i III szkół ponadgimnazjalnych.
  4. Zawody mają charakter jednorazowego testu (bez żadnych eliminacji wstępnych) trwającego, poza sprawami organizacyjnymi, 75 minut rozpoczynającego się między 8.00 a 8.30.
  5. Uczeń rozwiązuje test w swojej szkole lub szkole pobliskiej pod nadzorem nauczyciela - opiekuna konkursu. Uczestnik konkursu rozwiązuje zadania samodzielnie i przed zebraniem przez nauczyciela wszystkich kart odpowiedzi nie udostępnia rozwiązań innym. Niedozwolone jest korzystanie z elektronicznych środków przekazu.
  6. Każdy test składa się z pytań o trzech stopniach trudności. Zasady punktacji są następujące:
    • za poprawną odpowiedź na każde z pytań I części można otrzymać po 3 punkty, z II części - po 4 punkty, a z III części - po 5 punktów,
    • za każdą błędną odpowiedź odejmuje się 25% punktów przewidzianych dla danego zadania,
    • w przypadku braku odpowiedzi przyznaje się 0 punktów.
  7. Elementem konkursu jest także prawidłowe wypełnienie przez uczestników kart odpowiedzi, za co "na starcie" uczeń otrzymuje 25% wszystkich punktów możliwych do zdobycia za rozwiązanie zadań.
  8. Odpowiedzi udziela się na specjalnej karcie, którą należy wypełniać tylko kolorem czarnym lub granatowym, najlepiej ołówkiem o średniej twardości.
  9. Wyniki, które nie podlegają odwołaniu, zostaną ogłoszone w ciągu dwóch miesięcy od dnia przeprowadzenia konkursu. Każda szkoła, której uczniowie uczestniczyli w teście, otrzyma imienną listę rezultatów.
  10. Organizator zastrzega sobie prawo do przeprowadzenia testu kontrolnego lub skreślenia z listy w przypadku wyników wskazujących na brak samodzielnej pracy uczestników.
  11. Karty odpowiedzi nie są udostępniane do wglądu.
  12. W przypadku dyskwalifikacji ucznia jedynie szkolnemu opiekunowi konkursu, po wnikliwym zbadaniu, przysługuje prawo do odwołania w ciągu dwóch tygodni od ogłoszenia wyników.
  13. Organizator podczas edycji konkursu zastrzega sobie prawo obecności w charakterze obserwatora w wybranych przez siebie szkołach.
  14. Dyrektor szkoły lub zespołu szkół wskazuje nauczyciela - opiekuna konkursu: osobno dla szkół podstawowych, osobno dla szkół gimnazjalnych i osobno dla szkół ponadgimnazjalnych.

Ja osobiście proszę zwrócić uwagę na punkt pierwszy regulaminu tego konkursu i bardzo proszę mi go objaśnić. Jakim właściwie prawem uczeń, który bierze udział w szkolnym konkursie zobowiązany jest samodzielnie do uiszczenia opłaty 8 zł w tym wypadku. Niby nie dużo - no właśnie niby nie dużo - to po co w ogóle jakaś opłata? Nie rozumiem.

I to na tyle dziś chciałam napisać.

Ciąg dalszy wkrótce.


środa, 4 maja 2011

kolejny wpis

Już wczoraj chciałam napisać coś więcej w moim blogu, ale za bardzo nie wiedziałam co.

Właściwie co?

Zbyt dużo problemów uzbierało się w czasie ostatnich 10 lat mojego życia. To, co muszę, powinnam tu podkreślić to fakt, że nie piszę tych wspomnień by kogoś pognębić. Bynajmniej. Proszę zwrócić uwagę, że w moim blogu nie ma żadnych nazwisk, nie ma nazw miejscowości, w których pracowałam, nie ma szczegółowo wymienionych szkół, gdzie uczyłam. Nie o to zatem tu chodzi. Także ja nie jestem podpisana imieniem i nazwiskiem. Być może powinnam to uczynić.

Czy kieruje mną strach? Na pewno. Do dziś nie wiem ile w moim zachowaniu jest strachu, a ile zdrowego rozsądku. Po prostu. To pokaże najbliższy czas. Tak myślę i pozostawiam odpowiedż na to pytanie NA DZIEŃ DZISIEJSZY otwartą. Niemniej uważam, że moje pisarstwo w tym blogu nie powinno służyć konkretnym oskarżeniom. Nie mam podstaw prawnych po prostu by je wnieść - wszystko co wiem to jakieś poszlaki, które pasują do praw mojej logiki życiowej. Poza tym byłam już w sądzie pracy i to dwukrotnie - za każdym razem przegrana. Nie mam więc prawa z tego również powodu uważam oskarżać w tym blogu imiennie konkretnych osób. Skoro państwo polskie przyznało im rację - niech je ono także pogrzebie w całości swojego myślenia - z honorem.

Mam tu na myśli także sądy pracy w tym kraju bo nie rozumiem zupełnie dlaczego ja moje 2 sprawy o zwolnienie dyscyplinarne i mobbing a dalej o niesłuszne stosowanie kar porządkowych wobec mojej osoby - po prostu przegrałam. O ile w pierwszym wypadku w grę wchodziło TAKŻE odszkodowanie finansowe to w drugim przypadku roszczeń finansowych żadnych już nie wnosiłam i tym bardziej nie rozumiem jak sąd pracy mógł się przychylić do postulatów wnoszonych przeciwko mojej osobie przez osobę pani dyrektor. Wszystkie dokumenty z rozpraw sądowych oczywiście posiadam - wnioski, punkty, które przedstawiałam, także materiał dowodowy. Postanowiłam wszystkie te szczegóły przedstawić także na moim blogu. Pokazać ludziom jak wygląda praca oświaty polskiej w szczegółach, w wersji tzw. day by day.

Niech sobie to kto chce przeczyta. Ja moje procesy przegrałam i wiedziałam gdzie jest moje miejsce. Dziś napiszę tak - być może do tych procesów miało nie dojść i tyle. Zawsze można przecież pozew wycofać bo pretensje są dziś wyłącznie do mnie - bo ośmieliłam się pójść do sądu pracy i pozwać szkołę o mobbing. No zgadza się - ośmieliłam się. Ale pozew można było przecież wycofać. Jaki powód? Na przykład generalnie kiepska opinia szkoły, restrukturyzacja placówki stawiająca pod znakiem zapytania w ogóle jej przyszłość - BO TAKIE BYŁY FAKTY w roku szkolnym 2005/2006. Co ja miałam myśleć o zmianach, jakie zaszły i zachodziły na moich oczach w placówce oświatowej, w której rozpoczęłam pracę dydaktyczną w roku szkolnym 2004-2005?

We wrześniu roku szkolnego 2005-2006 trwał tam bardzo zaawasowany remont, a właściwie restrukturyzacja całej placówki. Niestety była to taka tajemnica, że nie byłam w stanie uzyskać informacji co się tam właściwie działo. Ze szkoły średniej , w której pracowałam w roku szkolnym 2004-2005 pozostały już tylko właściwie wspomnienia. Jak piszę we wrześniu roku szkolnego 2005-2006 trwały tam zaawasowane prace remontowe. Szkoła składała się z 2 budynków i pomieszczeń warsztatowych - trzeci budynek. We wrześniu roku szkolnego 2005-2006 jeden budynek szkoły był całkowicie przeorganizowywany, trwał tam zaawasowany remont. Budynek ten stanowił moje miejsce pracy. Dlaczego nikt mi o tej zmianie nie powiedział w czerwcu roku 2005? Przecież spokojnie mogłam sobie inna pracę znaleźć. Czy to był jakiś wielki problem mi powiedzieć, że w wakacje powinnam sobie PRZY MOICH KŁOPOTACH po prostu znaleźć inną pracę gdyż na dodatek w szkole będzie remont, jej przyszłość to jeden wielki znak zapytania?
Dlaczego nikt nic mi nie powiedział na ten temat.

O ocenie negatywnej pracy mojej, którą otrzymałam w tej placówce 27 kwietnia 2005 po powrocie z długiego weekendu na początku maja 2005 wiedziało już wiele osób z grona tej szkoły. Bo w tym momencie mam pretensje nie tylko do imbecylnej jak dla mnie dyrekcji w tej placówce , ale także już do grona. Jak oni mi życzyli? Przecież poszłabym od nich z negatywną oceną pracy także gdybym wiedziała, że szkoła w zasadzie jest przeznaczona do likwidacji bo tak mi to wyglądało we wrześniu 2005. W takim razie miałabym całkowicie logiczne uzasadnienie faktu mojego odejścia z negatywną oceną pracy do innej placówki. Nie wiem czy przyznałabym się do tego "wyróżnienia" - na pewno też nie mam złudzeń, że życzliwi by o tym poinformowali kolejną dyrekcję. Jednak każdą ocenę można przecież poprawić. Wystarczy stanąc po stronie ofiary, ale PO CO?

Właśnie w tym momencie wychodzi na jaw cała specyfika tamtej szkoły i to jak ludzie, którzy tam pracowali oprócz nieprzeciętnego dla mnie egoizmu zyciowego i po prostu kompletnego braku
zainteresowania kimkolwiek oprócz ich własnej osoby - a to tak w szkole powinno być? - zdominowani byli wyłącznie strachem przed nieobliczalnym dyrektorem. No i tu jest tylko takie pytanie filozoficzne JAK ŻYĆ? Jednak szkoła dla mnie powinna kojarzyć się z jakąś logiką, z jakimś systemem, który powinien być czytelny. Pracują tam ludzie z wyższym wykształceniem - trudno w to uwierzyć. Ja osobiście nie chcę oceniać pracowników tej szkoły - oni mnie ocenili, a państwo polskie przyznało im rację, jednak chyba całość PARANOJI i PARANOICZNYCH problemów jakie tam spotkałam wynikła z tego, że takiego egoizmu życiowego w szkole nie spotkałam nigdzie więcej.

Zawsze są jakieś problemy przecież w takich placówkach - ludzkie także. Nie wyobrażam sobie na dzień dzisiejszy bym mogła tam na stale pracować. Tam można było po prostu rozpuścić się w powietrzu i nikogo by to w ogóle nie wzruszyło. Jest to bardzo smutne jak dla mnie i dzś i w czasei gdy tam pracowałam. A poszłam pracować do nieznanej mi placówki. Jestem osobą do dziś, która zawsze reagowała na to, co się wokół niej dzieje. Np. remont. Wykazałam jakąś reakcję jak dla mnie, że w szkole odbywał się remont, o którym nikt nie raczył mnie wcześniej poinformować, żebym tym bardziej mogła pracę zmienić.

I teraz tu jeszcze taka kwestia - w szkole tej otrzymałam negatywną ocenę pracy od pani dyrektor, która kazała mi dowieść swego powołania do pracy nauczycielskiej śmiercią z uczniami na wzór Janusza Korczaka. Jednym z jej argumentów do wstawienia mi negatywnej oceny pracy, który mnie SZCZEGÓLNIE zabolał był argument : NAUCZYCIEL WYKAZUjE SPOZNIONĄ REAKCJE NA TO CO SIĘ DZIEJE WOKÓŁ NIEGO.

To zabolało mnie najbardziej z takiego oto powodu - w grudniu roku szkolnego 2004-2005 na mojej lekcji zaraz po dzwonku miał miejsce poważny wypadek. Przy drzwiach doszło do przepychanki pomiędzy dwoma uczniami SZKOŁY ŚREDNIEJ i skończyło się to ucieczką z lekcji jednego z nich o ile pamiętam oraz połamaną ręką. Prosiłam w tym samym momencie panią dyrektor, żeby na lekcję przyszła - a była to godzina wychowawcza i porozmawiała z moją klasą w mojej obecności na temat wielu problemów wychowawczych, które ta klasa sprawiała mi od początku roku szkolnego 2004-2005. Niestety pani dyrektor ZNOWU NIE MIAŁA DLA MNIE CZASU.

Czas dla mojej klasy dyrekcja tamtej placówki znalazła dopiero w czerwcu roku szkolnego 2004-2005. Wtedy to zarządzono KARNĄ WYWIADÓWKĘ DLA RODZICÓW tychże uczniów.
Nie rozumiałam tego polecenia zupełnie i je zignorowałam bo Dyrekcja w moich oczach robiła ze mnie osobą chorą umysłowo. Całość zajścia poza tym była wymuszona, klasa miała już wstawione oceny, każdy wiedział czego się może dalej spodziewać. Dlaczego akurat wtedy mieli sprawiać problemy wychowawcze? Problem zignorowałam gdyż oceny z zachowania także były już wstawione. Nie można było przyjść na lekcję wychowawczą w tak trudnej klasie ani we wrześniu roku szkolnego 2004-2005 ani w październiku, ani w listopadzie, grudniu, styczniu, lutym, marcu, kwietniu, maju - w połowie czerwca jeszcze jedną wywiadówkę sobie zarządzono dosłownie dzien po mojej wywiadówce. A o obecność dyrekcji na jakiejś wywiadówce także przecież prosiłam.
To tyle co chcę napisać dziś.

Ciąg dalszy nastąpi.
Jeszcze raz zachęcam do komentowania mojego bloga.


poniedziałek, 2 maja 2011

Szkoła -nigdy dosyć


Dziś 2 maja 2011.

Postanowiłam w dniu dzisiejszym zacząć pisanie mojego bloga o szkole. Kiedyś trzeba.
Myślałam, że uniknę tym podobnej pisaniny, ale widzę dziś, że jest to niemożliwe.

Środowisko szkolne zawzięło się na mnie i rujnuje mi życie od dobrych 6 lat.
Postanowiłam więc zacząć pisać bloga związanego ze szkołą. Pomyślałam sobie - niech się ludzie dowiedzą. Może akurat ktoś ma czas i ochotę przeczytać sobie moje dzieje szkolne od roku 2000. Mam tu na myśli całość mojego życia zawodowego gdyż tego dotyczy mój blog. Zamierzam w nim spisywać różne me przemyślenia z ostatnich 11 lat mojego życia odkąd skończyłam studia magisterskie.

Nie chcę się w tym blogu żalić lecz nie mam wyboru - po prostu muszę go pisać. Dlaczego?
Czy mam urazy ktoś zapyta. Tak i urazy i pretensje. Na pewno. I nigdy mi one nie miną.
Ale nie tylko o to już chodzi.

2 lata temu ze szkoły odeszłam. Następnie byłam rok na zasiłku dla bezrobotnych. Trudno powiedzieć dlaczego. Pewnie nic mi się nie chciało.
Taką mam opinię obecnie. Czy słusznie?

Niniejszym blogiem postaram się odpowiedzieć Czytelnikowi na powyższe pytanie. CZY SŁUSZNIE mam w tej chwili sytuację taką jaką mam czyli jestem od 2 lat bez pracy.

Czy słusznie jestem pomawiana za granicą - bo tylko takie możliwości pracy z moją opinią jak dla mnie mi zostają - praca fizyczna za granicą - czy więc słusznie jestem tam przekreślona jako osoba z problemami alkoholowymi, a może także psychiatrycznymi. Czy słusznie jestem nazywana tam KRYMINALISTKĄ bo takie słowo na mój temat nieraz usłyszałam.

Sąd w Polsce nie przejął się tym , że korzystałam z usług psychoterapeuty - taka była moja sytuacja w roku szkolnym 2005/2006. Nikt się tym nie przejął - dlaczego więc szkoła robi problem z tego faktu w roku 2010-2011 za granicą? Nie rozumiem tego. Dlatego postanowiłam pisać tego bloga. Oraz z kilku innych powodów, o których napiszę niebawem.

Czy mam pretensje do szkoły i na czym one polegają. Są to wielkie pretensje o całość mojego zatrudnienia od roku 2000 do roku 2009. Mam pretensje co do metod, jakimi się kierowano decydując o moim losie jako nauczycielki szkolnej. Mam pretensje o to, że konflikty nie kończyły się wyrokiem sądowym, a zostawały przenoszone dalej w zycie mimo , że każdy z 2 procesów, jakie miałam w szkole polskiej przegrałam. Więc tym bardziej sprawa jest zakończona jak dla mnie.

Otóz nie - w następnej pracy szczucie. Szczucie także za granicą. Jak to możliwe? Czy to tak powinno być? Zastanawiam się nad kolejnym pozwem do sądu być może o to, że szkoła, w której od 2 lat nie pracuję już pomawia mnie w innych pracach za moimi plecami, bez mojej wiedzy. JAKIM PRAWEM chcę zapytać. Jakim prawem to czynią? Kto ich do tego upoważnił. Mogłabym to jeszcze TRoSZECZKĘ zrozumieć gdyby problemy , z którymi poszłam do sądu pracy zostały rozpatrzone pozytywnie na moją stronę, gdybym te sprawy sądowe wygrała. Ja je przegrałam.
Ileż można szczuć człowieka i kto to takie rzeczy robi? Po co? Czy ci panowie i te panie nie mają lepszych i ciekawszych zajęć po godzinach pracy? Nie rozumiem tego. Sprawę - przynajmniej pierwszą - przegrałam wyłącznie z powodu kłamstw środowiska szkolnego, że dostanę stałą pracę. Dlatego jeszcze wróciłam do szkoły w roku 2005. PO CO? Nie mam pojęcia. Była to najgorsza decyzja w moim życiu. Wytłumaczyć ją mogę jedynie tym, że kończyłam wtenczas pisać - jak mi się wydawało niesłusznie co póżniej pokazało samo życie - pracę doktorską z zakresu ochrony przyrody i uważałam, że do czasu obrony tejże pracy powinnam popracować w szkole.
Być może myślałam niesłusznie. To ktoś mnie miał upomnieć, że proszę ze szkoły odejść. Nie rozumiem dlaczego tak sie nie stało. Przecież mamy tylu specjalistów w urzędach róznego rodzaju. Dlaczego nikt nie wpadł ten jakże skomplikowany pomysł by przesłać jakąś karteczkę być może na mój adres, że w związku z naprawdę poważnymi i skomplikowanymi problemami być może lepiej zrobię jeśli... i tutaj wersja A zarejestruję się w najbliższym urzędzie dla bezrobotnych i tak dalej i tym podobne.

Wiem, termin pisania pracy doktorskiej w roku 2005 już minął, ale nie uczyłam w szkole przedmiotu związanego z moją pracą doktorską. Nie rozumiem więc tym bardziej o co były pretensje. Nikt nie wnikał w żadne szczegóły oprócz tych, że doktorat piszemy 4 lata. Tak uważano w szkole średniej gdzie pracowałam i gdzie popdłam w moje kłopoty. Inny ich pogląd był taki, że nauczyciel powinien oddać życie za uczniów i wymieniono za przykład Janusza Korczaka. No ja pracowałam w szkole średniej, Janusz Korczak był wychowawcą Domu Dziecka - nie rozumiem takiej argumentacji. Nigdy się na nią nie powoływałam w swoich apelacjach do sądu wyższej instacji CZEGO ŻAŁUJĘ bo po prostu zostałam ogłupiona przez środowisko - dyrekcję - tym porównaniem, które w ogóle sensu nie miało oczywiście jakkolwiek by na całość nie patrzeć.

Jak już pisałam powyżej uczyłam innego przedmiotu niż ten z którego pisałam pracę doktorską- miałam do tego przedmiotu częściowe przygotowanie. W roku 2004 wszystkie kwalifikacje do nauczania drugiego przedmiotu miałam uzupełnione.

Nie mogąc znaleźć godzin dla mnie jako nauczycielki przedmiotu, z którego pisałam pracę doktorską podjęłam się w celach zarobkowych pracy nauczycielskiej w zakresie drugiego przedmiotu, do którego nauczania kwalifikacje przynajmniej częściowe posiadałam. Wszystkie te fakty opiszę w moim blogu niebawem.

Na dzień dzisiejszy chciałam tylko napisać, że mam już dosyć wtrącania się polskiej oświaty w moje życie zawodowe i prywatne - czy oni uważają się za bogów? Jakich? Czy to są normalni ludzie, którzy mają wszystkie klepki na miejscu? Nie mam odpowiedzi na to pytanie na dzień dzisiejszy. A jeśli mam to negatywną. Jak moja ocena pracy zawowodej od tego środowiska sprzed 6 lat.

Ile jeszcze będzie trwało to szczucie mnie, które już kosztuje w tej chwili mnie depresję kolejną z powodu faktu, że przez moją obecność w szkole po roku 2005 popełniono samobójstwo.

Jak mam się odnieść w życiu do tego faktu? Jest to prywatna sprawa i mój prywatny problem, ale w całej sprawie jest już 2 ludzi martwych. Przypuszczam, że to miałam być ja. To też jest prawda bo prace, jakie wykonuję za granicą pokazują mi, że zdaniem szkoły czy innych organizacji mogę być wykorzystywana jedynie jako pomoc do zabijania ludzi. Przeraża mnie to.

Mieszkam na wsi. Do roku 2005 mieszkałam i pracowałam w mieście. Boli mnie i uważam za niepoważne to, że wieś - ta wieś, w której obecnie się znajduję - miała cokolwiek do powiedzenia na temat mojego życia - mojej pracy zawodowej w dużym mieście. To właśnie zrujnowało mi życie. Gdybym pracowała tu tyle co tam. Byłam tu nieobecna zawodowo - w okolicy gdzie mieszkam na stałe - od czasu studiów magisterskich dziennych i wcześniej do roku 2005.
Jakim prawem ktoś kazał tym ludziom zabierać głos? To malutka wieś. Jakie mam szanse wybronić się opinią tych ludzi w dużym mieście wojewódzkim. Miałam bo obecnie całość sprawy nie ma już znaczenia innego niż historyczne. Jakie jednak porównanie jest pracy nauczyciela w mieście oraz małej wsi?

Dlaczego ludzie, którzy ponosili odpowiedzialność za moje problemy w szkole w roku szkolnym 2004/2005 szczególnie zwrócili się o pomoc w wykończeniu mnie do ludzi z małej miejscowości? Nie mogli dać mi sposkoju skoro z ich obszaru odeszłam? Chciałam także napisać, że strasznie boli mnie to , w jaki sposób ludzie z małej miejscowości , z której jestem potraktowali mnie - zmanipulowali, ogłupili. Co oni z tego mają na dziś dzień? NIe można było mnie zostawić w spokoju? Czuję się dziś we własnym domu jak intruz i osoba spoza marginesu społecznego podczas gdy przez 6 lat, w czasie których męczę się by nie zaszczuto moją osobą reszty mojej rodziny mogłam spożytkować na zarabianie pieniędzy za granicą na przeprowadzkę z tego obszaru skoro nie odpowiadam tu nikomu. I być może to jest moja największa bolączka i po prostu boleść moja jako człowieka - jak można kogoś szczuć DO NIEPRZYTOMNOŚCI przez 6 lat? PO CO? Nie rozumiem tego zupełnie. Ufałam tym ludziom, że chcą dla mnie dobrze - tak sie zachowywali. A oni postanowili pomóc za moimi plecami ludziom z dużego miasta , gdzie pracowałam wcześniej i gdzie wpadłam w kłopoty w zaszczuciu mnie tak, bym popełniła samobójstwo. Co mam o tym myśleć gdy 2 bliskie mi w jakiś sposób osoby dziś już nie żyją. Dlaczego? Czy te osoby, które tak szczują mnie od 6 lat pomyślały, że mogą wykończyć niekoniecznie mnie jak sobie to umyśliły, ale może się stać coś komuś innemu? Przecież cała sytuacja od roku 2005 do dziś jest nienormalna!

Ktoś mógł wyciągnąć błędne wnioski z całości mojej sytuacji w tym czasie i dojść do błędnego przekonania, że to jego a nie moja sytuacja w życiu jest beznadziejna. Tak sie też stało.

Dlatego chyba najbardziej postanowiłam pisać tego bloga, w którym chcę potępić całość zdarzeń , jakie spotkały mnie w polskiej szkole od czasu moich studiów magisterskich, a wcześniej - w czasach liceum także bo to już jest naprawdę wielu ludzi, którzy błędnie ocenili swoją sytuację w życiu w porównaniu z moją. Chcę to wszystko tu napisać - nie by sie usprawiedliwić. Także. Ale chyba najbardziej po to by ludzie przestali ufać szkole w Polsce. Nie ma ona żadnych wartości poza pieniądzem. Chcę to udowodnić w tym blogu. Oprócz pieniądza i znajomości nic się tam nie liczy. Slogan - ktoś powie. Tak - nawet życie ludzkie. Opiszę tu w jaki sposób zmanipulowano mnie od początku mojej pracy zawowodej do roku 2009 gdy pracę w szkole zakończyłam - po co? Może ktoś inny ocaleje. Ja przepadłam, wiele osób z mojego otoczenia także. Ale może ktoś przeczyta ten blog - jakiś młody nauczyciel i ocaleje dzięki temu. Po prostu nie popełni samobójstwa. Ufam że tak się stanie. Szkołę postrzegam do dziś - niestety już tylko teoretycznie - jako placówkę służącą celom DYDAKTYCZNYM działającą przede wszystkim w zakresie pewnego systemu wartości, które w całości można nazwać WYCHOWANIEM ucznia podlegającego procesowi dydaktycznemu.

Nie wiem jak ta moja teoretyczna koncepcja szkoły ma się do praktyki w skali całego państwa polskiego. W zakresie szkół - placówek i instytucji, które ja spotkałam definicja ta jest ABSTRAKTEM. Bardziej pasują tu określenia typu TOTALITARYZM, NEPOTYZM, WŁADZA ABSOLUTNA, MOBBING, MANIPULACJA, KŁAMSTWO, OBŁUDA, DWULICOWOŚC, FIKCJA, PRZEWROTNOŚC, CHCIWOŚĆ, FAŁSZ itp. - nic poza tym. Może nie mam racji - chciałabym przeczytać jakieś komentarze na ten temat w tym blogu. Poproszę o jakieś inne niż moja własna - sensowne definicje szkoły -placówki dla mnie EDUKACYJNEJ w ramach jakiegoś zakresu informacji tzw. rozkładu materiału - nie interesuje mnie stalinizm i hitleryzm oraz ich metody... nauczania?!? (sic!)

Być może nawet przeczytam w moim blogu krytyczne uwagi pod moim adresem. Jestem na nie otwarta. Zachęcam do dyskusji.

Wkrótce dalsze posty!
Pozdrawiam serdecznie.

A oto mój email- zapraszam do korespondencji i dyskusji